Grafika z napisem system informacji przestrzennej.     Grafika z napisem miejscowe plany zagospodarowania.     Grafika z napisem: sprzedaż nieruchomości.     Przycisk menu z napisem Przetargi. Umożliwia przejście do BIP do zakładki zamówienia publiczne.     Przycisk z napisem Herb Gminy.       Logotyp Biuletynu Informacji Publicznej. Kliknięcie w obrazek umożliwia przejście do BIP.        

 

 

 

Miłą niespodziankę sprawiła nam mieszkanka Dalkowa, której produkty rozsławiają Gminę Gaworzyce na szeroką skalę. Produkty pani Krysi Doan znalazły się właśnie w sieci Kulinarnego Dziedzictwa Dolnego Śląska. Z tej okazji postanowiliśmy porozmawiać z panią Krysią, by poznać ją nieco bliżej i także jej postać przedstawić mieszkańcom.

 

Tak sobie wymyśliłam… - rozmowa z panią Krystyną Doan z Dalkowa

 

Późne popołudnie na skraju Dalkowa, zwanego sercem Wzgórz Dalkowskich. Jestem chwilę przed czasem, w oczekiwaniu na panią Krysię przyglądam się fragmentowi ziemi, który zagospodarowała wspólnie z siostrą. Miejsce jest cudowne, znajduje się na obrzeżu wsi, przy drodze prowadzącej do Gostynia, ale też przy głównym szlaku prowadzącym do rezerwatu Dalkowskie Jary. Osamotniony dom otoczony jest bujną roślinnością. Właśnie kwitną dumnie czerwone mieczyki. Dostrzega mnie Pani, zbierająca maliny. „Dzień dobry!”. „Dzień dobry, jest tutaj co zbierać!” – odpowiadam, dostrzegając właśnie całe malinowe zbocze. Domyślam się już skąd się wziął przydomek „Babka malinowa”.

Mix zdjęć przedstawiający ogród oraz produkty wykorzystywane przez panią Krysię Doan z Dalkowa. Na jednym ze zdjęć również postać pani Krystyny.

Dlaczego Dalków?

- Przez rok szukałam ziemi, aż w końcu trafiłam na ogłoszenie pani Wrześniowej. Kiedy zobaczyłam to miejsce po raz pierwszy i miałam się zdecydować – bałam się. Nie byłam w stanie ocenić czy mi się podoba czy nie. Przyjechałam drugiego dnia i postanowiłam, że tu chcę mieszkać.

 

Wtedy chyba jeszcze nie było tu nawet drogi…

- Był kawałek ubitej drogi i dało się dojechać , pomyślałam „z resztą dam sobie radę”. Wymyśliłam sobie, że posadzę malinę bo tu akurat była koniunktura, ale skończyła się, kiedy malina zaczęła rodzić. Zostało mi wtedy 100 kg zebranej maliny dziennie i nie było co z tym zrobić, więc wymyśliłam, że będę to przerabiać.

 

 

Kiedy to było, ile to już lat?

To było prawie 10 lat temu. Tak się zaczęło. Zawsze podobały się nalewki, ale nie było ich tak łatwo zalegalizować, udało się szczęśliwie po latach. W końcu mam nalewkarnię.

 

Gratuluję zatem. W tym roku też udało się zdobyć kolejny sukces. Niedawno przyjęto Panie do sieci Kulinarnego Dziedzictwa Dolnego Śląska. To duże wyróżnienie.

Tak, to jest sieć ogólnoeuropejska i duży prestiż. Ale wcześniej też były sukcesy. Często byłam wyróżniona przez Województwo Lubuskie, bo w tamtym regionie brałam udział w wielu konkursach, moje produkty podobały się i mam tu sporo wyróżnień – za nalewkę malinową właśnie, za konfitury, podobał się też likier z truskawek. Przez lata wspierały mnie Wzgórza Dalkowskie (red. Fundacja Porozumienie Wzgórz Dalkowskich). Dzięki nim byłam ze swoimi wyrobami m.in. na targach w Kielcach i trzykrotnie w Berlinie. Po zaostrzeniu przepisów nie dało już rady robić tego amatorsko, a trzeba było profesjonalnie, dlatego wynajęłam sklepik w miejscowości obok i tam zrobiłam przetwórnię. Na tej podstawie dopiero teraz mogę działać. Docelowo chcemy mieć przetwórnię tu, na miejscu, ale to jeszcze trochę potrwa.

 

Zdjęcie nalewki z sosny na tle logotypu Kulinarnego DziedzictwaOglądam produkty i widzę różne nazwy, za którymi kryje się coś więcej. Proszę zdradzić skąd ta „legendarna malinówka”?

- A to sprawka klientów, którzy odwiedzając stoisko reagowali najczęściej: Ooo! To ta legendarna malinówka! – i tak zostało.

 

A eliksir wiedźmy? To musi być ciekawe…

To sosnówka. Do butelki dla aromatu wrzucam zawsze gałązkę sosny, i tu znów klienci mówią: jest miotła, a gdzie wiedźma? No to jest. I bzykówka, bo miała być bzówka, ale się przejęzyczyłam, i to się bardzo ludziom podoba.

 

Mamy tu jeszcze żenichę kresową…

- To właśnie wystawiłam do kulinarnego dziedzictwa, na tą nalewkę mam tytuł, na malinówkę i na nalewkę z owoców czarnego bzu. Żenicha bo na Kresach był taki zwyczaj, że jesienią, jak była panna na wydaniu to w oknie wystawiano dziką różę zalaną spirytusem. Wówczas wiadomo było, że się mogą kawalerowie schodzić w konkury. I wtedy już na weselu gotową nalewkę pito. Dlatego żenicha - chętna do ożenku dziewczyna.

 

Przed sobą mamy tu jeszcze szereg różnych konfitur. I nietypowe połączenia: truskawka z miętą, z płatkami róż, z kwiatami bzu.

Z kwiatem bzu to przepis z Internetu. Płatki róż wymyśliłam sama, ale jak już wrzuciłam do Internetu to okazało się, że to stary przepis. Czyli to jest takie naturalne, podobnie z miętą. Wymyśliłam, że połączę truskawki z miętą, smak pasuje, też jest. Także to nie jest tak, że to są rzeczy nieznane czy mój pomysł, okazuje się, że tak się robiło. Za to głóg z gruszką to już mój pomysł. Głóg jest świetny na serce, więc trzeba było te owoce jakoś zużyć i wykorzystać. Ale sam głóg jest raczej nieciekawy w smaku. A gruszka klapsa dojrzała, taka piękna, świetnie tutaj współgra.

 

Można chyba też pokusić się o stwierdzenie, że nasz region słynie z głogu?

- Tak, jest u nas tego mnóstwo. Pod Gaworzycami też, aż czerwono jesienią, jak tego nie wykorzystać?

 

Więc zbiera Pani wszystko tutaj na terenie swoim i w okolicy?

Staram się, żeby tutaj rosło, u mnie. Bzy czarne są posadzone za domem, tam (wskazuje miejsce) - jeszcze nie widać, bo mają dopiero pół metra i w ty roku susza im trochę dokopała, ale w przyszłym roku będą większe.

 

Kiedyś mówiono, że tak rośnie na dziko i się pozbywali, a teraz okazuje się, że towar na wagę złota…

- Tak, teraz trzeba sadzić. Posadziłam też rokitniki, jest ich prawie setka, poza tym wiśnie, śliwy… - co tylko się da, aby można przerobić - żeby było moje, własne. Kontroluję wtedy jak to jest uprawiane, nie używam nawozów, oprysków, to jest bez chemii. I o to chodzi: żeby było czyste, ekologiczne.

 

Maliny w koszyczkach.Widać, też tu ogrom pracy…

- No nie nadążamy (pani Krysia śmieje się). Ale lubimy tu przebywać po prostu, nie ma porównania do mieszkania w bloku, chociaż dom jest jeszcze nieskończony. Taką sobie wymyśliłyśmy emeryturę z siostrą, że będziemy żyły z ziemi.

 

I aktywnie?

Tak. Żeby nie było czasu się starzeć. A przy okazji rośliny są lecznicze, wzmacniające ciało, zdrowe. Mniszki też już własne. Najpierw przyszedł jeden do mnie kwiatek, potem się rozsiał. Już tam cały łan – wiosną tu jest żółto.

 

Tak się zastanawiam… A jakby ktoś chciał zrobić Pani prezent to, co sprawiłoby Pani największą radość?

Prezent? Zielska mi tu trochę przynieść, trochę jeszcze innych chwastów. Proszę spojrzeć, żywokosty też się rozsiały. Też świetna roślina. Dziewannę przyniosłam, po prostu przywiozłam sadzonkę i rośnie tam w krzakach jedna, mam nadzieję, że się rozsieje.

 

Kiedy ma Pani wolny czas?

Już niedługo, w styczniu.

 

I wtedy ile tego wolnego?

Póki nie zacznie się trochę ocieplać i będzie praca w polu. W lutym też już będą wyjazdy. Całą zimę jeżdżę do Ochli do skansenu na zielony targ. W każdą niedzielę tam się wystawiam. Będę tez na winobraniu w Zielonej Górze.

 

Wspaniale. Czyli trzeba szukać Pani wśród stoisk, nazywacie się „Słowiańskie smaki”. Skąd nazwa?

Najczęściej jeżdżę na zamki, tam króluje stara kuchnia - polska, słowiańska. W swojej pracy wykorzystuję stare, dzikie rośliny. Więc słowiańskie, takie nasze korzenie.

 

Widzę, że ma Pani sporo świeżej pokrzywy. Ostatnio na warsztatach, zresztą też w Dalkowie, mieliśmy okazję robić placki z pokrzyw na ogniu. Pyszne były…

Pokrzywa regularnie odrasta, jak się ją kosi. Jajecznica na pokrzywie jaka dobra, a do zupy pęczak dać pokrzywy
i pietruszki. Całą wiosnę tylko nie za dużo, bo ona krew rozrzedza, trzeba robić przerwy, nie na okrągło. Tak samo dziką różę. Też zbieramy. Już posadziłam swoją, także tam cały górny żywopłot to jest właśnie dzika róża o wielkich owocach. Robię też esencję z pokrzywy. Najczęściej jak wiosna idzie to idziemy z siostrą do ogrodu, i patrzymy co się da zjeść. A to pokrzywa młoda, podagryczniki i robimy jajecznicę. Chwasty są roślinami niedocenionymi. Po co sałata chemiczna, skoro mamy w ogrodzie? I zaraz zaczną się orzechy na orzechówkę... Rokitniki świetna roślina, też coraz bardziej modna.

 

O, a to jest żywokost! Rośnie na potęgę.

Rośnie tam gdzie jest wilgotno, tu najpierw były pojedyncze. Zostawiłam, a teraz się rozsiewają.

 

Rozsiewa się też uśmiech, wystarczył niedługi spacer po Pani ogrodzie w towarzystwie pięknej opowieści. Bardzo dziękuję za spotkanie.

 

Rozmawiała: Joanna Brodowska

 

Grafika do zakładki szczepienia na COVID-19

 

 

 

asf